banner
***

Pewnego wrześniowego popołudnia Agnieszka wyszła kulejąc, przed dom. Płakała bardzo, że przez tę paskudną wojnę nie może się uczyć. Nie może jeździć do gimnazjum. Wyszła na dwór, żeby nikt w domu nie widział, jak płacze. Nagle posłyszała odgłos dalekich strzałów.

- Chyba to z lasu, za domem Władysława Zdolińskiego, miejscowego kowala - pomyślała. - Boże, czyżby to jego...

Tuż przed wybuchem wojny, może tydzień, dwa, przyszli do niego podkuć konie dwaj młodzi synowie sąsiadów... Niemców. Przechwalali się, że niedługo będzie u nas Hitler.

- Jak mi tu włosy wyrosną - odpowiedział kowal pokazując wewnętrzną część dłoni.

To wystarczyło, żeby tego spokojnego, przyzwoitego człowieka zastrzelić!? Złe przeczucie Agnieszki nie myliło.

Po wojnie dokonano ekshumacji jego zwłok, które pochowano w zbiorowej mogile na cmentarzu w Sarnowie. W tym zbiorowym grobie spoczęli także patrioci polscy, zamordowani przez niemieckich faszystów jesienią w 1939 roku i następnie ekshumowani, z: Wałdowa, Białego Boru, Sarnowa i Robakowa. Upamiętnia ich duża tablica. Są to: Andrzej Gnap, Bolesław Góra, Jan Sierajlirski, Józef Jeliński, Anna Kaletowska, Władysław Lewandowski, Stanisław Michalski, Władysław Oskroba, Augustyn Pawlikowski, Jan Grajkowski, Stanisław Rączka, Stanisław Sarnowski, Stefan Skowron, Heliodor Skowron, Władysław Zdoliński.

Stefana i Heliodora, ojca i syna, Skowronów z Robakowa Niemcy - zaraz na początku wojny - wyprowadzili przed własny dom. Zmusili do wejścia na obornik, kazali złapać się za ręce i rozstrzelali. Za to, że przed wojną niepochlebnie wyrazili się o Niemcach. Osierocona została żona z pięciorgiem dzieci. Wielu innym z parafii sarnowskiej poświęcono zbiorową mogiłę z pamiątkową tablicą w klęczkowskim lesie. Jeszcze innym ustawiono pamiątkowy, duży obelisk na wzniesieniu przy drodze z Nowej Wsi do Wiewiórek z napisem:

KU CZCI MIESZKAŃCÓW WIEWIÓREK POMORDOWANYCH

PRZEZ ZBRODNIARZY HITLEROWSKICH W MGOWIE 3 listopada 1939r.

SPOŁECZEŃSTWO POWIATU WĄBRZESKIEGO

I obok nazwiska ofiar: Rutkowski Zdzisław, Rutkowski Mieczysław, Kuchta Rozalia, Kuchta Michał, Kuchta Stanisław, Kawcon Piotr, Kawcon Marta, Szramowski Aleksander, Waliszewski Aleksander, Omieczyński Józef, Popowicz Władysław, Popowicz Jan, Bontal Jan, Szymanek Szczepan.

Biały Las

Obelisk w Wiwiórkach ku czci pomordowanych Polaków przez Niemców w 1939 roku

Większy grób zbiorowy upamiętniający pomordowanych Polaków można spotkać w Łunawach, blisko Chełmna. To tylko niektóre miejsca pamięci. Pomorze, można powiedzieć, usiane jest takimi historycznymi miejscami. Przedstawia to mapa zamieszczona w publikacji Antoniego Witkowskiego Mordercy z Selbstschutzu3). Mapa ta jest jednak niepełna. Są na niej zaznaczone głównie miejsca masowych straceń. Może kiedyś historycy opiszą wszystkie miejsca pamięci ofiar hitlerowskiego terroru na Ziemi Pomorskiej i nie tylko tam. Rzadko bowiem komu z osób, których Selbstschutz miał na oku, się udało. Przeżyli jednakże dwaj bracia - o których Agnieszka wiedziała - z Błędowa: Józef i Stanisław Tryjankowscy. Długo ukrywali się w czasie okupacji w ziemiance (bunkrze) w lesie błędowskim. Wychodzili jedynie nocą. Wtedy też organizowano żywność.

Agnieszka nie zapomni, jak trzy dni po rozpoczęciu wojny ks. proboszcz Antoni Marcinkowski podczas mszy św. w Sarnowie pocieszał parafian:

- Nie płaczcie. Wasi mężowie, bracia i synowie bohaterską piersią bronią Ojczyzny. Nie traćcie nadziei na ich powrót.

Po jakimś czasie, wieczorem przyszło na plebanię kilku policjantów z Selbschutz"u. Kazali księdzu zabrać kożuch, pieniądze i łopatę. Wyprowadzili niedaleko, na pagórki sarnowskie. Musiał sam wykopać dół. Już na plebanię nie wrócił. Zginął śmiercią męczeńską od ciosów zadanych łopatą. Podobnie i wikary, ks. Józef Ryngielski. Ginęli inni księża katoliccy na Pomorzu. Wielu ich. W samej tylko diecezji chełmińskiej pozostało w grudniu 1939 roku około pięciu procent księży w porównaniu do stanu z 1 września tegoż roku. Ginęli też nauczyciele, urzędnicy państwowi i samorządowi.

Agnieszka jest pod wrażeniem lektury Antoniego Witkowskiego3) - pełnej grozy (nawet po kilkudziesięciu latach) i wstrząsających opisów zbrodni dokonywanych przez Selbstschutz z rejonu Rypina i całej Ziemi Dobrzyńskiej. Przecież te potworności działy się nieomal w sąsiedztwie Agnieszki rodzinnego powiatu grudziądzkiego. Przerażenie ogarnia, że mogły i tam na podobną skalę się wydarzyć. Nie można więc oprzeć się pokusie, by tu o pewnych faktach na podstawie wymienionej książki nie wspomnieć. Nigdzie bowiem w Kraju nie aresztowano tak wielu ludzi w pierwszym i drugim miesiącu okupacji. W samym tylko Rypińskiem w szesnastu miejscach straceń zamordowano 6 500 Polaków! Do Rypina przywożono nauczycieli, księży, uczniów, harcerzy, adwokatów, rolników. Przywożono ich także z dalszych miejscowości, jak: Brodnicy, Lipna, Wąbrzeźna, Mławy, a nawet z odległego o około osiemdziesiąt kilometrów Grudziądza. Również z Torunia. Nauczycieli zwoływano na rzekome konferencje i... aresztowano.

Hitler w przemówieniu do swoich wyższych dowódców wojskowych, już w dniu 22 sierpnia 1939 roku, poinformował aby "bez litości zabijać wszystkich mężczyzn, kobiety i dzieci polskiego pochodzenia i polskiej mowy". "... Tylko w ten sposób zdobędziemy przestrzeń życiową, której potrzebujemy. Polskę wyludni się i osiedli Niemcami." Według jego woli, z polskiego Pomorza - w najkrótszym czasie - miały powstać Prusy Zachodnie.

Biały Las

Rypin i cała Ziemia Dobrzyńska zostały włączone do Rzeszy. Wschodnią granicą tej Ziemi - położonej między Wisłą, Skrwą i Drwęcą - jest rzeka Skrwa. Jak grom z nieba spadła na mieszkańców Rypina i okolicy wiadomość, że nie mieszkają już w Polsce lecz w Reichsgau Danzig - Westpreussen. Niemcy przejęli majątki i zakłady (również mleczarskie), będące własnością Polaków i Żydów. Zamknięto urzędy i banki. Polakom odebrano motocykle, samochody, konie, radia, maszyny do pisania itp. Pozmieniano nazwy polskich miejscowości na niemieckie. Rypin zmieniono na Rippin. A przecież już w znalezionym dokumencie Bolesława Śmiałego z XI wieku nazwa miasta brzmiała: Rypin. Starorypiński gród był jednym z najważniejszych, we wczesnym polskim średniowieczu. Ziemia Rypińska położona na pagórkach kryje historię, którą Niemcy chcieli zatrzeć. Dobrze wiedzieli, iż zawsze należała do Polski. Wiedzieli też, że osiemnaście jej wczesnośredniowiecznych grodów odegrało dużą rolę w budowaniu Państwa Polskiego.

Geheime Staatspolizei - gestapo zajęło w Rypinie budynek przedwojennej polskiej policji państwowej przy ulicy Warszawskiej 20. Wkrótce dom ten nazwano "Domem Kaźni". Albert Forster, który z woli Hitlera został namiestnikiem Okręgu Gdańsk - Prusy Zachodnie, polecił rypińskiemu landratowi (staroście) Willowi, przybyłemu z Rzeszy, internować polskich przywódców i intelektualistów, a więc przede wszystkim duchownych i nauczycieli. Osadzano ich głównie w Domu Kaźni, słynnemu z nieludzkich tortur i zabijania więźniów. Zamordowanych wywożono samochodami, po dwa - trzy razy dziennie przez cały miesiąc, głównie do lasu w Skrwilnie. 20 października na przykład przywieziono około osiemdziesięciu ludzi. Kazano im kopać długie - na kilkanaście metrów i szerokie na kilka - doły. Wszystkich pozabijano. Od 25 października, po próbie ucieczki niektórych aresztowanych, przywozili już tylko zabitych. Przez dwadzieścia pięć dni naliczono siedemdziesiąt kursów po około sześćdziesiąt więźniów w jednym samochodzie, czyli 4200 osób.

W Domu Kaźni nie oszczędzono 72-letniego proboszcza i dziekana Dekanatu Rypińskiego, księdza Stanisława Gogolewskiego. Zasłużonego bardzo dla szkolnictwa polskiego. Był on prezesem Towarzystwa Szkoły Średniej. Z jego to inicjatywy reaktywowano działalność Polskiej Macierzy Szkolnej na terenie powiatu. W sierpniu 1915 roku wystąpił razem z pastorem Robertem Grundlachem do władz Pruskich o zezwolenie na otwarcie szkoły średniej z polskim językiem nauczania. Od jesieni 1915 roku zostało otwarte Progimnazjum Męskie w Rypinie z tymże językiem wykładowym. Było to wówczas wyjątkowym wydarzeniem. Ksiądz Stanisław Gogolewski, torturowany, zginął w Domu Kaźni.

Trzeba jeszcze wspomnieć choćby o więźniach: Kretkowskim Janie, Sierakowskim Stanisławie i Sierakowskiej Helenie Marii.

Kretkowski Jan, urodzony w 1870 roku, był właścicielem majątku ziemskiego w Sadłowie. Pochodził ze starej rodziny szlacheckiej, osiadłej w XIV wieku na Ziemi Dobrzyńskiej. Przodek tej rodziny, Jan z Kretów, brał udział w bitwie pod Grunwaldem w 1410 roku. Po zwycięstwie król Władysław Jagiełło mianował go starostą Olsztynka. Darował mu też Brytyjan i Kurzętnik nad Drwęcą. W latach od 1418 do 1423 roku pełnił urząd starosty rypińskiego. W październiku 1939 roku hitlerowcy wezwali potomka wyżej wspomnianego, też Jana Kretkowskiego, do młyna we wsi Michałki, rzekomo w sprawach gospodarczych. Tam go aresztowali członkowie Selbstschutz'u i następnie zamordowali w Domu Kaźni. W ciągu kilku dni hitlerowcy zamordowali także jego córkę Zofię i syna Bronisława.

Sierakowski Stanisław, urodzony w 1891 roku, właściciel majątków ziemskich w Waplewie i Osieku. Działacz polski na Warmii i Powiślu. Współtwórca Związku Polaków w Prusach Wschodnich, a z kolei w 1922 roku - Związku Polaków w Niemczech. Pierwszy prezes tego Związku, a także poseł na sejm pruski. Był również organizatorem i opiekunem szkół polskich na Powiślu. Po dojściu Hitlera do władzy opuścił z rodziną Niemcy i osiedlił się w Polsce, w swym majątku w Osieku, w powiecie rypińskim. Tam zastaje go wybuch drugiej wojny światowej. Aresztowany został 20 października 1939 roku. W kilka dni potem, okrutnie torturowanego, zamordowano w Domu Kaźni, wraz z żoną Heleną Marią i córką Gniazdowską.

Żona Stanisława Sierakowskiego, Helena Maria, urodzona w 1895 roku, z domu Lubomirska, była także działaczką polską na Warmii i Powiślu. Organizatorka szkół polskich, działająca również w Związku Polaków w Niemczech. Aresztowano ją 20 października 1939 roku i zamordowano w Domu Kaźni razem z mężem Stanisławem.

Kiedyś Niemcy kazali wyjść z piwnicy Domu Kaźni uwięzionym nauczycielkom zapewniając, że nic złego im się nie stanie. Zaraz jednak po wyjściu związano im ręce drutem kolczastym i wywieziono na miejsce stracenia. Więźniów zabitych i nie tylko wywożono również do Lasku Rusinowskiego, Lasku Księte koło Księtego, wczesnośredniowiecznego grodziska, a nawet do odległego Lasu Wąbrzeskiego. Jednak najwięcej - do Lasu Skrwilnieńskiego koło Skrwilna. Skrwilno w czasach tworzenia się państwowości polskiej było - jak stwierdzili archeologowie - słowiańskim grodem już w dziewiątym wieku, warownią prapolską.

Mieszkańcy Rypina wiedzieli niemal o wszystkim, co się w ich mieście działo. I to mimo utrzymywania przez Niemców w różny sposób tajemnicy o swoich haniebnych czynach. Wiedzieli też o tym, że w lasach walczą polscy partyzanci, chociaż nikt ich nie widział. Partyzanci wykoleili na przykład pociąg na trasie Sierpc - Rypin. Trasie biegnącej przez pobliskie lasy. Kiedyś przewrócono czternaście wagonów towarowych, w których przewożono żywność na front. Po tej akcji polskich partyzantów gestapo aresztowało dwadzieścia osób w okolicy Szczutowa. Z kolei partyzanci w rewanżu podpalili niemiecki majątek w Kowalkach. Rozbroili też posterunek niemieckiej żandarmerii. Za tę działalność partyzancką gmina Skrwilno została - w czterdziestą rocznicę wybuchu wojny - odznaczona Krzyżem Partyzanckim.