W 2004r. w Warszawie została wydana książka Pani Agaty Groszewskiej pt. Biały Las. Pod tytułową nazwą, zmienioną dla celów beletrystycznych, kryje się Biały Bór.
Dla młodszych mieszkańców Białego Boru i okolicy książka może być wspaniałą lekcją historii.
Akcja powieści rozpoczyna się w latach 30-tych XXw. Autorka, niegdyś mieszkanka Białego Boru, ukrywająca się pod pseudonimem literackim, przedstawia okresy swojego życia nierozerwalnie związane z tą wsią. W niej się urodziła, wychowała, uczyła w istniejącej wówczas szkole, w której po wojnie również pracowała jako nauczycielka. Na kartach książki znajdziecie ciekawe i bardzo emocjonalne opisy codziennego życia, tragicznych wojennych przeżyć, radości lat powojennych.
3 kwietnia 2013r. na adres Szkoły przyszedł list następującej treści:
Szanowni Państwo!
Pragnę przesłać wyrazy podziękowania, niekłamanego wzruszenia i wdzięczności za zamieszczenie w internecie mojego "Białego Lasu".
To miła i cenna niespodzianka! Tym bardziej, iż mimo upływu wielu lat od mojego wyjazdu z rodzinnych stron - sercem i duszą jestem tam stale obecna.
Łączę serdeczne życzenia wszelkiej pomyślności w pracy zawodowej oraz życiu osobistym.
Z wyrazami szacunku, Agata Groszewska - Rojek.
AGATA GROSZEWSKA
BIAŁY LAS
Pamięci Rodziców
i wsi rodzinnej
Dla celów beletrystycznych zmieniono większość nazwisk oraz nazwy niektórych miejscowości
WARSZAWA 2004 ROK
***
Był słoneczny, czerwcowy dzień 1994 roku. Południe. Kanadyjskie niebo cudownie błękitne, chyba jak rzadko gdzie na świecie. Na tarasie przy stole siedziała Marta. Pisała dziennik. Miała siedemnaście lat. Była śliczna. Długie, ciemne włosy opadały daleko na plecy. Jasna cera, piękne zęby, nad oczyma regularnie, wręcz misternie zarysowane ciemne brwi. Układały się cienkimi nitkami jedną nad drugą, delikatnym łukiem zwężając się ku skroniom. Spojrzałam na wnuczkę z czułością. Przysiadłam. Byłyśmy w Guelph, w Prowincji Ontario w Kanadzie już od miesiąca, u dzieci - Urszuli i Włodka.
- Bula (tak mnie nazywała od dziecka), ty jesteś taka pobożna. Dlaczego? - przerwała milczenie nie przerywając pisania.
Zaskoczyła mnie tym pytaniem.
- A czy mogłabym być niewdzięczna? Przecież gdyby nie modlitwa, nie wiara święta przekazana przez rodziców, wątpliwe byłoby przeżycie ciężkiej okupacji. Nie tylko dla mnie. Dla wielu na Pomorzu. Z pewnością byłoby więcej zachorowań psychicznych, więcej samobójstw. No, więc jak to - jak trwoga to do Boga, a potem...? Nie, nie mogę być niewdzięczna. Ale nie tylko dlatego. Jest jeszcze skarb wiary. Wiary wpojonej od dziecka przez rodziców.
Opowiedziałam jej kilka przeżyć z tego okresu, gdzie groza, lęk, smutek, oczekiwanie i nadzieja towarzyszyły od rana do wieczora. Nawet w nocy. Marta, stale pisząc, powiedziała:
- Spisz to Bula. Czas ucieka, a potem trudno to będzie odtworzyć. Obiecaj.
Obiecałam.