banner

Marzec 2015r.

Zapraszamy do lektury kolejnego numeru "Dzwonka".

Z okazji nadchodzących Świąt Wielkanocnych przyłączamy się do życzeń... małego kurczaka :)

REDAKCJA

CO W SZKOLE DZWONIŁO?
Debata szkolna

12 marca 2015r. odbyła się w Szkole debata pn. "Jesteśmy dla siebie". Uczestniczyli w niej uczniowie, rodzice, grono pedagogiczne oraz specjaliści - P. Sylwester (policjant), Ks. Marek, Dh Tomek, P. Ewa (psycholog). Głównym powodem zorganizowania debaty były trudności wychowawcze występujące przede wszystkim w klasach gimnazjalnych. Natomiast głównym celem było znalezienie powodów braku efektywności pracy na lekcji oraz dotarcie do sedna problemów młodzieży uczęszczającej do naszej Szkoły i wspólne znalezienie rozsądnego rozwiązania.

Debata rozpoczęła się od przemówienia Pana Dyrektora oraz określeniu jej zasad - mówimy o problemach, a nie o osobach. Miało to na celu traktowanie równo wszystkich uczestników spotkania (nie wymienianie osób z nazwiska, przezwiska bądź imienia) oraz zapobiegnięcie kłopotliwym sytuacjom.

Poniżej znajdziecie krótkie streszczenie poruszonych tematów, wypowiedzi na ich temat oraz wnioski.

Szacunek dla osób i rzeczy

  • "Dzień dobry" to piękne słowa i dobry początek dnia.
  • Dzieci biorą przykład z dorosłych, jeśli więc dorośli z najbliższego otoczenia nie mówią "dzień dobry" nie wymagajmy tego od dzieci.
  • Brak szacunku do rzeczy danych dzieciom przez rodziców prowadzi do budowania poważniejszych problemów (nawet do ponoszenia odpowiedzialności karnej) i przenoszenia braku szacunku na ludzi. (P. Sylwester)
  • "Rzeczy wielkie zaczynają się od małych [...] Na Himalaje wchodzimy krok po kroku" (P. Ewa)
  • Zwracanie się do kogoś po nazwisku, gdy do innych mówimy po imieniu, jest nieuprzejme.

Pod wpływem tych i wielu innych wypowiedzi oraz osobistych przemyśleń wspólnie doszliśmy do następujących wniosków:

  • Zwroty grzecznościowe nie bolą, nie wstydźmy się ich.
  • Odnośmy się do siebie z szacunkiem. Traktowanie równo powinno dotyczyć uczniów, jak i nauczycieli. Szacunek obowiązuje niezależnie od wieku i stanowiska.
  • Kulturę wynosi się w dużej mierze z domu rodzinnego.
  • Wymagajmy dając sobą przykład.

Podsumowanie

Szacunek jest rzeczą bardzo ważną i powinniśmy obdarowywać nim zarówno siebie, nasze najbliższe otoczenie jak i każdego innego człowieka bez względu na jego status społeczny, wiek i inne czynniki. Powinniśmy szanować również rzeczy, zwierzęta i przyrodę. Szacunek należy się każdemu. Trzeba to podkreślać i mówić o tym głośno.

Empatia - umiejętność wczuwania się w stan wewnętrzny drugiej osoby

Wypowiedzi, które najbardziej ożywiły dyskusję:

  • Wrażliwość buduje się w dzieciństwie. [...] Naszym obowiązkiem jest uczenie dzieci empatii [...] Wrażliwości nie da się nauczyć dorosłego człowieka, żaden psycholog nie jest w stanie tego dokonać. Tego trzeba nauczyć, gdy wychowujemy dziecko. (P. Ewa)
  • W harcerstwie działania opierają się na wrażliwości, opiece nad innymi, na wzorcach. Harcerstwo uczy odpowiedzialności i empatii wobec drugiego człowieka. (Dh Tomek)
  • Wzorce z domu rodzinnego młodzież przenosi do życia szkolnego.

Po przeanalizowaniu wielu wypowiedzi doszliśmy do następujących wniosków:

  • Okazujmy innym zainteresowanie.
  • Wczujmy się w sytuację drugiego człowieka (np. uczeń w sytuację nauczyciela), by zrozumieć jego trud włożony w pracę i poświęcenie.
  • Bądźmy wyrozumiali.
  • Słuchajmy, byśmy i my zostali wysłuchani.
  • (odnośnie nauczycieli) Zachowujmy empatię w stosunku do uczniów i ich obowiązków.
  • Dzielmy się z innymi nabytymi przez nas wartościami.

Podsumowanie

Empatia jest ważnym elementem, a nawet fundamentem kultury osobistej człowieka. Powinniśmy być otwarci na ludzi i pokazywać im, że wrażliwość to piękna cecha, której nie należy się wstydzić. Empatia to umiejętność, dzięki której ludzie widzą nas lepszymi, a ponadto pomaga w kontaktach z rówieśnikami i zawieraniu przyjaźni.

Aktywność na lekcji

W tym temacie zostały poruszone zagadnienia takie, jak:

  • spóźnienia,
  • dezorganizacja,
  • brak motywacji,
  • nie uczęszczanie na zajęcia zgodnie z planem lekcyjnym,
  • nieodpowiednie zachowania na zajęciach.

Problemem, który wywołał największą dyskusję, był temat spóźnień. Ze strony rodziców padały między innymi takie pytania:

  • Czy szkoła toleruje spóźnienia?
  • Jak karać i czy karać za spóźnienia?

Wypowiedzi i jednocześnie częściowo odpowiedzi na zadane pytania:

  • Najczęstszym powodem spóźnień jest użytkowanie do późnych godzin nocnych telefonów komórkowych lub komputera.
  • Spóźnienia powodują obniżenie oceny z zachowania. Poprzez spóźnianie i nieodpowiednie zachowanie na lekcjach uczniowie budują negatywny wizerunek, który źle wpływa na odbieranie ich zachowań przez grono pedagogiczne.
  • Problem braku punktualności przeszkodzi w dorosłym życiu. Spóźnienia w pracy nie są tolerowane. (druh Tomek)
  • Karą za spóźnienie mogłoby być dodatkowe zadanie, ale nauczyciel musiałby poświęcić swój czas przeznaczony w innych celach na sprawdzenie go.
  • W wychowaniu potrzebne jest nagradzanie za dobre zachowania.
  • Największą nagrodą dla ucznia za dobre zachowanie jest świadectwo "z paskiem", wyróżnienia, ocena wzorowa z zachowania i tym podobne, na co ciężko pracuje.

Wspólnie wyciągnęliśmy następujące wnioski:

  • Zawalczymy o poprawę zachowania od zaraz.
  • Dobitniej karzmy za spóźnienia.
  • Postaramy się, by nie spóźniać się na zajęcia lekcyjne.
  • Będziemy wzajemnie motywować się do pracy.

Podsumowanie

Spóźnienia są dużym problemem w naszej Szkole, ale to nie oznacza, że jest to problem nie do pokonania. Dezorganizacja na lekcjach (szczególnie tych, które występują w planie lekcyjnym jako pierwsze) jest spowodowana "schodzeniem się" uczniów, którzy spóźnili się bądź nie pojawili się na pierwszej godzinie lekcyjnej. Wywołuje to zamieszanie i wybija z rytmu pracy. Całkowity lub częściowy brak notatki również wynika ze spóźnienia, uczniowie często nie dopełniają obowiązku uzupełnienia jej. Motywacją dla uczniów powinna być ich przyszłość, która zależy w dużym stopniu od ich wyników w nauce. Za stopniowe budowanie pozytywnego wizerunku z negatywnego powinno się nagradzać, ale nie w ten sam sposób jak nagradza się osoby, które cały okres swojej edukacji utrzymują pozytywny wizerunek, ponieważ byłoby to niesprawiedliwe. Doceniajmy za pozytywy, ale nie nagradzajmy za obowiązek.

Uzależnienie od komputera i telefonu komórkowego

Temat ten wywołał zdecydowanie długą i rozwiniętą wymianę zdań popartych rozsądnymi argumentami. Rozpatrzyliśmy sprawy takie jak:

  • używanie telefonów na lekcjach,
  • przynoszenie telefonów do Szkoły,
  • pozwolenie przez rodziców na nielimitowany czas użytkowania telefonu bądź laptopa,
  • korzystanie ze szkolnego Wi-Fi,
  • używanie telefonu przed snem jako przyczyna problemów z zasypianiem (P. Sylwester).

Wspólnie doszliśmy do następujących wniosków:

  • Rodzice:
    • "Wyciągajmy" dzieci z domu zamiast zachęcać do komputera.
    • Uświadamiajmy dzięki rozmowie.
    • Zaznaczmy dziecku, że świat wirtualny nie może zastąpić realnego.
  • Nauczyciele:
    • Na szkolne Wi-Fi powinno być założone hasło.
  • Uczniowie:
    • Jeśli już mamy pozwolenie na noszenie telefonu, to zostawmy go w sekretariacie. Nie zabierajmy go na lekcję i nie rozpraszajmy się nim.
    • Nie przesiadujmy przed komputerem w czasie, który powinniśmy poświęcić na naukę.

Podsumowanie

Telefon, komputer i internet to bardzo poważny problem wśród młodzieży. Rodzice powinni tłumaczyć dzieciom, że internet nie może zastąpić realnego życia. Dzieci powinny spędzać więcej czasu z rówieśnikami w świecie realnym, a rodzice powinni poświęcać im więcej czasu. Często internet jest ucieczką od problemu, jakim jest brak zainteresowania/zrozumienia/czasu ze strony rodziców.

Używki - papierosy, alkohol, narkotyki

Oprócz wymienionych powyżej problemów poruszyliśmy również problem samobójstw wśród młodzieży. Rozważyliśmy zarówno prawne, jak i duchowe konsekwencje, jakie niosą za sobą używki.

Rozmawialiśmy o tym, jak papierosy oraz epapierosy wpływają na nasz organizm i jak odbije się to na kondycji zdrowotnej w późniejszym okresie życia. W naszej Szkole coraz częściej pojawia się problem uzależnienia od papierosów. "Kiedyś szkoła bez używek - dziś już nie." Rozważaliśmy, dlaczego tak się dzieje i jak możemy sprawić, by ten problem został rozwiązany. Oto wnioski, które wspólnymi siłami sformułowaliśmy:

  • Nie bójmy się mówić o problemie.
  • Znajdźmy oparcie w Bogu i modlitwie.
  • Bądźmy uważni i obserwujmy, co dzieje się z naszymi rówieśnikami, byśmy mogli im pomóc.
  • Mówiąc dorosłemu o problemie kogoś z naszego otoczenia ratujemy mu życie.
  • Nie oceniajmy się; przecież nikt z nas nie jest idealny.
  • Mówmy, co czujemy, mówmy co nas boli.
  • Zaufajmy dorosłym.
  • Pokora dotyczy nas wszystkich.
  • Wprowadźmy modę na szkołę bez używek.

Podsumowanie

Używki to poważny problem, który może zniszczyć życie. Nie powinniśmy ignorować żadnych sygnałów, które dają nam do zrozumienia, że coś złego może dziać się z osobą z naszego otoczenia. Powinniśmy ufać dorosłym i nie bać się mówić im o swoich problemach - oni chcą dla nas jak najlepiej. Temat samobójstw to bardzo poważny temat, reagujmy, zanim będzie za późno. Szanujmy siebie nawzajem i nie namawiajmy się do czynienia złego.

Mamy nadzieję, że debata wielu osobom dała powody do przemyśleń i analizy swojego zachowania oraz że małymi krokami będziemy dążyć do poprawy funkcjonowania w naszym społeczeństwie szkolnym.

Strony internetowe, które warto odwiedzić:

Opracowała: Angelika Wróblewska

KĄCIK LITERACKI
Obrona Krainy

Dawno, dawno temu w pewnej pięknej, lecz ubogiej Krainie przyszedł na świat potomek wielkiego króla Habakuka, który jednak odszedł w zapomnienie przed wiekami, a jego heroiczne, waleczne czyny zatarł czas. Nic więc dziwnego, że ów potomek, noszący najstarsze na świecie imię Adam, nic nie wiedział o swym wspaniałym przodku.

Chłopiec rósł. Wychowywał się na legendach o odważnym Habakuku i o drużynie jego rycerzy. Tak pragnął w przyszłości zostać jednym z nich.

To samo marzenie miało dziecko o pięć lat młodsze od niego. Dziecinka ta podczas słuchania opowieści o potężnym królu zanurzała się w swych marzeniach, odbiegała daleko od biednej chaty, wstępowała w chwale zwycięstwa wspólnie z głównym bohaterem przypowieści do sali rycerskiej. Nic nadzwyczajnego by w tym nie było, gdyby nie fakt, że owe dzieciątko było dziewczynką!

Sofia od najmłodszych lat pragnęła zupełnie czegoś innego niż jej rówieśniczki. Razem ze swymi przyjaciółmi: Adamem, Jerzym, Dawidoszem, Szewoszem i Nowirem bawili się w pobliskich lasach, walcząc między sobą, budując liczne kryjówki.

Ktoś chciał, że największe marzenia z dzieciństwa spełnią się tym młodym ludziom w momencie najtrudniejszym dla ich już i tak ubogiej wioski. W czternastej wiośnie Sofii i dwudziestej Adama Krainę nawiedził straszny głód, pogorszyły się stosunki z sąsiednim plemieniem Chochlików, które od początku istnienia osady były wrogie. Wybuch wojny był kwestią czasu...

Piątego dnia czwartego miesiąca, kwietniem zwanego, w szeregi wojsk Krainy przymusem wcielano wszystkich młodych chłopców, którzy ukończyli dwunasty rok życia. Nie wszyscy byli jednak zdolni do walki. Ptaszysław, brat Jerzego i Adama, zapadł na groźną chorobę. Nie był w stanie walczyć z potężną armią ogromnych Chochlików, nadciągającą z północy. Sofia dowiedziała się o tym na dzień przed zaplanowanym wymarszem wojsk obronnych. Otóż, została przez swą Matkę zaciągnięta siłę na Zebranie Kobiet Wiejskich. Tam Matka Ptaszysława żaliła się gospodyniom wsi, opowiadając o ciężkiej chorobie dwunastoletniego synka. Sofia poderwała się i krzyknęła tak, że każda kobieta dobrze ją usłyszała.

- Jestem Sofia, córka Montki i Sebastiusza, pierworodna - przedstawiła się jak legendarni rycerze - i właśnie teraz deklaruje, że pójdę do wojska pod przykrywką nazwiska pani syna. Wykorzystam swe umiejętności walki wręcz i mieczem i... i nie cofnę się przed niczym, aby obronić Krainę i naszą wieś.

W sali zapadło długie milczenie. Nawet Montka nie odezwała się ani słowem. Wiedziała, że nie zdoła zmusić córki do zmiany decyzji. Wiedziała też, że Sofia postąpiła wedle wartości, w których ją wychowywano. Wiedziała, że nie może potępić postępowania wedle najważniejszego z praw Bożych i ludzkich - Przykazania Miłości. Sofia chciała poświęcić się dla tego chłopca, czy więc miała powody, by ją krytykować? Wstała więc i powiedziała do swej córki, która teraz stała w rozczochranych włosach, z nożem u pasa i waleczną miną. W głębi serca wiedziała, że ten dzień nadejdzie. Dzień, który teoretycznie jest obcym dla Matki, mającej tylko córki. Montka była jednak wyjątkiem.

- Dziecko, Sofijko, niech tylko Bóg ma Cię w opiece - wyrzekła i ukryła twarz w dłoniach.

Dłużej nie mogła powstrzymywać łez napływających do jej matczynych, troskliwych oczu. Ból ranił jej serce głęboko. Wiedziała jednak, że musi być wierna Dobru i nie dała owładnąć się lękowi. "Będzie ciężko, ale Bóg ją chroni", pomyślała.

Do sali obrad gospodyń przez okno w glinianej ścianie wpadło kilku chłopców z uśmiechem pełnym podziwu.

- To nasza Sofia, nasza przyjaciółka! - krzyczał Jerzy, który był bardzo dumny ze swojej przyjaciółki. Podbiegł do niej, ujął jej pokaleczone o gałęzie drzew dłonie i rzekł z ogromną wdzięcznością - Dziękuję, dziękuję Tobie, że wyręczasz mego brata w tak niebezpiecznej sprawie. Niech Bóg Ci błogosławi!

- Teraz trzeba będzie przydzielić Sofię do odpowiedniego oddziału - powiedział Nowir. - Tylko gdzie? Trzeba pomyśleć, bo nie we wszystkich siły są jednakowe.

- Nie będzie takiej potrzeby - wszyscy odwrócili się w stronę drzwi wejściowych, które właściciel głosu rozbrzmiałego w sali otworzył bez najmniejszego szelestu. - Sofio, jeśli się zgodzisz, przydzielę cię do mojego oddziału - rzekł Adam.

- Zgadzam się - rzekła. - Dostąpisz tego zaszczytu - zażartowała po chwili.

Wojsko obronne, składające się z czterech oddziałów, w którym było po dwunastu chłopców, miało wyruszyć tuż po wschodzie słońca. Msza Święta sprawowana w intencji zwycięskich walk odprawiona została jeszcze przed ukazaniem się słońca na niebie. Odprawiał ją starszy kapłan, ceniony przez wszystkich młodzików wiejskich. Była to przepiękna Msza, wyjątkowa. Wnętrze niewielkiej kapliczki wypełniły dostojne śpiewy młodych wojowników. Gdy nie śpiewano pieśni, dało się słyszeć łkanie matek, a kiedy ktoś przyjrzałby się dokładniej ojcom, zauważyłby niewielką łzę pojawiającą się szybko i równie szybko usuniętą przez ich spracowane na polu ręce. Tak, nawet ci twardzi chłopi teraz nie mogli powstrzymać łez. Oni mieli udać się na południe, aby bronić stolicy, a ich synowie mieli udać się na północ, aby zdziesiątkować wrogą armię okrutnych Chochlików, a sami zostać pogrzebani tam, gdzie padli w boju. Każdy wiedział o tym, że młodziki idą walczyć tylko po to, by wrogowie nie zdobyli stolicy. Ukrywali się w niej ci, którzy stchórzyli przed walką z silnymi oddziałami plugawych stworów. Mieli oni jednak wielkie majątki i przekupili co niektórych dowódców, aby mogli walczyć w ostatnim etapie wojny. Dzięki temu uznani byliby za bohaterów, którzy ostatecznie pogromiliby wrogów. Ta myśl potwornie nękała ojców, nie tolerowali niesprawiedliwości. Bezsilność raniła ich do szpiku kości. Tyle rożnych, najróżniejszych emocji, intencji i pragnień podczas tej mszy było skierowane do Boga.

Po błogosławieństwie wiernych na koniec Eucharystii ksiądz udzielał specjalnego błogosławieństwa chłopcom wyruszającym na wojnę. Ostatnim oddziałem był oddział Adama. Uklękli. Duchowny podniósł do góry Monstrancję i pobłogosławił młodzików. Chłopcy szykowali się do wyjścia.

- Chłopcze, zaczekaj - rzekł ksiądz, chwytając Sofię za ramię. - Muszę z tobą pomówić na osobności - dodał, dostrzegając ociągających się kompanów wojowniczki. Ponagleni wyszli z kapliczki. Ustawili się jednak pod oknem i nasłuchiwali. - Rozpoznałem cię, Sofijko - ksiądz ciepło spojrzał na dziewczynę. - Słyszałem o twej odwadze. Matka Ptaszysława opowiedziała mi o twej deklaracji. Przyznała, że z początku nie chciała wierzyć w to, że ktoś będzie zdolny do wyręczenia jej syna. Myślała, że matka ci nie pozwoli lub strach przed śmiercią stłamsi miłość do bliźniego.

- Proszę księdza, to mój obowiązek chronić słabszych. Pragnę być rycerzem, więc wyręczę Ptaszysława. Nie ukrywam, że jest to dla mnie szansa na obronę mej ukochanej ojczyzny. Kocham Krainę, kocham bardzo. W ten sposób mogę się odwdzięczyć jej z te wszystkie lata w niej spędzone. Za to, że dała mi życie, za to, że jestem, jaka jestem, że dzięki niej jestem sobą, a poza tym od zawsze chciałam służyć Krainie zbrojnie. A co do Ptaszysława, to czuję się za niego odpowiedzialna. Jest moim młodszym kolegą. Wie ksiądz, chodzimy razem do szkoły parafialnej. Jesteśmy tam dla siebie jak rodzina. To oczywiste, że mu pomagam - powiedziała Sofia.

Duchowny zamyślił się. Po chwili rzekł ledwie dosłyszalnie:

- Twoje męstwo zawstydzi niejednego rycerza. Pamiętaj jednak o rycerskiej pokorze, bez której każdy staje się pyszny, popada w samouwielbienie. Pamiętaj, że męstwo pochodzi od Ducha i jest dla ciebie darem. Nie daj się udusić pychą. Nigdy, nigdy. Nie zapomnij, że Bóg nigdy nie opuści ciebie i twoich przyjaciół.

Sofia wyszła z kapliczki. Niebo zaczynało różowieć od promieni wschodzącego słońca. Z każdą minutą przyroda rozbudzała się na kolejny dzień. Niektóre kwiatuszki rozchyliły swe różnobarwne korony, pierwsze owady pojawiły się na soczyście zielonych liściach drzew. Ptaki śpiewały równie pięknie jak młodzi wojownicy na wsi. Ich śpiew różnił się od tego słyszanego każdego dnia poćwierkiwania. Ptasie głosy łączyły się w chóry, to dzieliły się na glosy, to znów śpiewały zgodnie. Teraz nawet piękno wiosny nie pocieszało tych stworzonek. Ptaszyny wiedziały, że jeden z ich opiekunów, który przez lata sumiennie je dokarmiał podbierając Matce ziarna pszenicy, zostanie ciężko ranny. Wiedziały to na dnie swych serduszek pękających z bólu. Pieśń wykonywana przez nie wprawiała w stan melancholii, zadumy i smutku.

Wojsko obronne wyruszyło na północ. Cały dzień wędrowali gęstym lasem, który z każdym krokiem stawał się coraz to bardziej i bardziej mroczny. Do szykowania obozowiska zabrali się dopiero, gdy ostatnie promienie wiosennego słońca pożarł wstrętny zmierzch. Rozpalono ognisko. Sporządzono kolację składającą się z suchego chleba i źródlanej wody. Położyli się spać do szałasów. Noc minęła spokojnie. Nazajutrz oddziały rozdzieliły się, aby szybciej odnaleźć skupisko wrogów. Po dwugodzinnym marszu do uszu Jerzego doszły dźwięki, o których w lesie nie powinno być mowy. Szczęk żelaza, pomruki będące charakterystycznym językiem Chochlików dochodziły zza wysokiego wzniesienia porośniętego gęstymi zaroślami. Jerzy poinformował o tym dowódcę Adama. Ten rozkazał po cichu skradać się po wzniesieniu. Posłuchali jego rozkazu. Gdy Sofia zbliżała się do końca wzniesienia, zdała sobie sprawę z tego, że gdy będą stać na szczycie, staną się wspaniałym celem dla Chochlików. Od razu trafią ich strzały wroga. Poczęła więc się czołgać. Za jej przykładem poszła cala drużyna. Doczołgali się na szczyt. Był to wspaniały punkt obserwacyjny. Adam już chciał wydać rozkaz do odwrotu, żeby wezwać pozostałe oddziały, lecz to, co dostrzegł pomiędzy pałętającymi się cielskami bezkształtnych Chochlików sprawiło, że jego serce zapaliło się do walki.

- Spójrzcie, te wstrętne Chochliki wzięły do niewoli kobiety i dzieci - powiedział pośpiesznie. - Nie możemy czekać, musimy atakować!

-Ale ich jest chyba ze stu, a nas tylko dwunastu! - Szewosz powątpiewał w słuszność pomysłu dowódcy.

- Tymodozjusz, biegnij tak szybko, jak tylko możesz, wejdź na duże drzewo, ten dąb, który mijaliśmy i kilka razy zadmij w róg - rozkazał Adam. - Tym, którzy przyjdą z odsieczą, każ przyjść za to wzgórze. Zrozumiałeś?

- Tak jest - odrzekł Tymodozjusz i pobiegł do wyznaczonego miejsca.

- Moi dzielni wojownicy! Te plugawe potwory to tchórze! Pojmali najsłabszych, aby nas złamać. Chcieli z tych niewinnych ludzi zrobić żywą tarczę! Nie dopuśćmy do tego! Zaskoczmy ich! Do boju bracia, do boju!!! - krzyknął potomek Habakuka.

Z okrzykiem bojowym puścili się biegiem w dół. Jedenastka przeciwko setce, człowiek przeciwko potworowi. Chochliki były ogromnymi, szarozielonymi stworami z licznymi wychodzącymi żyłami, a z ich oczu pałała nienawiść. Posiadali ogromną siłę, jednak ich słabym punktem była ich niezgrabność w boju i brak równowagi. Sofia położyła trupem już czterech krępych napastników. Jej towarzysze również odnosili sukcesy. Adam starał się cały czas być przy czternastolatce. Czuł się jej dłużnikiem, ponieważ ocaliła życie jego brata. Z pewnością chłopiec tak ciężko chory nie zdołałby wytrwać w marszu, a co dopiero w boju. Walka nabierała tempa. Zaskoczone stwory nie miały czasu przygotować się do potyczki, ich taktyka była chaotyczna, a jej podstawą było nieskoordynowane wywijanie maczugą. Nieraz jeden z mniejszych Chochlików pozbawiony broni podnosił ogromną maczugę poległego pobratymca. Gdy się nią zamachnął, leciał tak, jak ona tego chciała. Nieraz trafił swojego kompana. Ze stu parszywych tchórzy teraz pozostało dwudziestu. Ich przywódca krzyknął ochrypłym głosem:

- Poddajemy się, poddajemy się!

Ktoś inny począł błagać o litość. W jednym momencie wszystkie Chochliki rzuciły broń na bok. Wojownicy Adama nie atakowali żadnego bez broni, honor im na to nie pozwalał. Rozkazali więc potworom ustawić się w szeregu. Adam rozkazał, aby Jerzy, Sofia, Dawidosz i Nowir poszukali lin do spętania wrogów. Pognali do pobliskiego, dużego namiotu. Wpadli do środka. Było ciemno. Wyczuwało się tu czyjąś obecność. Nagle ktoś uderzył Jerzego z całej siły glinianym naczyniem.

- Ałłłł! - krzyknął.

Sofia wyciągnęła miecz i gotowa była do ataku, lecz nagle promień słońca wpadający do wnętrza przez dziury w materiale oświetliły napastnika. Był to kilkuletni chłopiec. Przy ścianie na końcu namiotu siedziało kilkanaście skulonych kobiet tulących do siebie maleńkie dzieci. Promień słońca oświetlił również twarze młodych wojowników.

- Bogu dzięki! - zawołała jedna kobieta.

Druga poderwała się i uściskała Sofię mocno. Dzieci przytuliły się do młodych chłopców. Byli oni dla tych dziecinek największymi bohaterami, bohaterami z legend, tak bardzo podziwianymi rycerzami. Te maleńkie dzieci w swych wdzięcznych sercach już pasowały Sofię, Nowira, Dawidosza i Jerzego na rycerzy Krainy. Nagle rozległ się dźwięk rogu. Nie był to jednak róg wojsk obronnych, lecz wrogów. Do ich uszu dotarł niesłychanie paskudny jazgot - jazgot Smoków.

- Nowir, zostań tu z Jerzym, a ja zobaczę, co się dzieje! Chrońcie kobiety i dzieci! - krzyknęła za sobą dziewczyna wybiegając z namiotu.

Tuż nad nią przeleciał ogromny, skrzydlaty gad. Jego odór był paskudny, wyciskał łzy z oczu, a jazgot wbijał w uszy szpilki. Sofia przybiegła na miejsce, gdzie dosłownie przed paroma minutami stal szereg pokonanych Chochlików. Teraz trwała tam zacięta bitwa. Potwory wezwały na pomoc silniejsze stwory od siebie - Smoki. Jeden z nich przymierzał się do zaatakowania dowódcy oddziału Sofii. Adam niczego się nie spodziewał, bo walczył z przywódcą wrogiej armii. Wojowniczka wyjęła strzały z kołczana, napięła łuk i wycelowała w ślepia paskudnego gada. Czuła napięcie. Wiedziała, że gdy nie trafi w oko potwora, jej przyjaciel zginie w jego szponach. Spojrzała w niebo. Wyszeptała: "Boże" i puściła strzałę. Ułamki sekund dzieliły ją od zetknięcia ze smoczym cielskiem. Sofia wstrzymała oddech. Nagle rozległ się ryk i ogromne, czarne gadzisko padło martwe na ziemię, przygniatając przywódcę Chochlików. Adam dostrzegł strzałę, wystającą z czarnego ślepia. Poznał, że wystrzeliła ją czternastolatka, bo tylko ona miała strzały barwy niebieskiej. Sofia rzuciła się w wir walki. Jednym ciosem powaliła krępego Chochlika. Jeden ze Smoków obrał ją sobie za cel. Z dużej wysokości począł pikować w jej stronę. Jakiś Chochlik zamachnął się, by zadać dziewczynie cios maczugą. W porę odskoczyła. Chochlik skoczył za nią. Chciał zadać kolejny cios, ale nie zdążył - Smok porwał go w szpony zamiast Sofii. Szala zwycięstwa przechylała się powoli na stronę potworów. Nagle na niebie pojawił się wielki cień. Ogromny Smok zasłonił słońce, rozłożył skrzydła i przymierzył się do ataku. Sofia zapatrzyła się na niego. Jeden z potworów postanowił to wykorzystać, zamachnął się maczugą i już miał wymierzyć jej cios, gdy nagle Adam podbiegł do niego i jednym ciosem odrąbał mu głowę. Na chwilkę zapatrzyli się na siebie. Ta chwila wystarczyła, by ogromny gad ranił pazurem Adama, przewracając go na ziemię.

- Adam!!! - krzyknęła Sofia.

Chłopak skrzywił się z bólu. Na jego białej koszuli pojawiła się czerwona plama, która z każdą chwilą się powiększała. Sofia doskoczyła do niego, wyciągnęła miecz przed siebie i wrzasnęła z dziką złością:

- Wstrętny gadzie, chodź tu, niech utnę ci paskudny łeb!!!

Smok zaczął pełzać przy ziemi. Kiedy był blisko Sofii, podniósł się, odchylił łeb do góry i rozdziawił pysk, wydając przeraźliwy ryk. Sofia wykorzystała moment, kiedy potwór miał odsłoniętą szyję, nie pokrytą łuskami. Zatopiła w niej cały miecz, aż po klingę. Ryk zamilkł, cielsko opadło ciężko na ziemię. Spostrzegły to inne Smoki. Stała się rzecz niesłychana. Gady zaczęły odlatywać, a Chochliki widząc, że ich dotychczasowi sojusznicy pierzchają, uciekły w las. Chłopcy puścili się za nimi w pogoń. Na pobojowisku zostali tylko Sofia i ranny Adam. Dziewczyna uklękła przy dowódcy.

- Adamie, pokaż, co się stało?

Rozcięła puginałem jego koszulę. Na piersi miał ogromną ranę, która cały czas krwawiła. Odcięła fragment swej koszuli, ten, który był ukryty pod kolczugą i najmniej narażony na zanieczyszczenie. Zrobiła z niego opatrunek.

- Sofii- Adam resztką sił wykrztusił z siebie parę słów - przekaż mojej Matce... - przerwał, po chwili znów przemówił - przekaż jej, żeby się nie martwiła, bo się wyspowiadałem, dobrze? I że byłaś taka dzielna, że stanęłaś w mojej obronie.

- Nie Adamie, ty jej to powiesz sam. Nie umrzesz teraz, rozumiesz?! Nie umrzesz!

Z oczu Sofii pociekły łzy. Myślała tylko o tym, aby Adam przeżył. Wzniosła głowę do góry, spojrzała w niebo. Jej modlitwy z pewnością nie można by przypisać do pięknego psalmu. Została wykrzyczana do Boga. Nie było w niej wyszukanych słów, tylko cztery proste wyrazy powtarzane żarliwie:

- Boże, proszę, ratuj go... Boże, proszę, ratuj go...

Nagle zza wzgórza przybiegł Tymodozjusz. Za nim pojawiło się kilka krępych postaci. Z początku Sofia ich nie rozpoznała, bo obraz rozmazywał jej się przez łzy. Po chwili jednak poznała.

- Trolle, Trolle! - krzyknęła z nadzieją i radością w głosie.

Trolle bowiem nazywano tu szkaradnymi pięknościami. Ich nieurodziwa powierzchowność przykrywała prawdziwie piękne wnętrze. Były to stworzenia dwa razy większe od człowieka. Ich skóra była ciemnozielona z licznymi brodawkami. Przypominały ogromne ropuchy! W przeciwieństwie do nich nie miały w sobie żadnej szkodliwości. Z ich zaczerwienionych oczu pałała dobroć, a na twarzy zawsze gościł uśmiech. Jeden z Trolli zbliżył się do leżącego Adama. Dostrzegł opatrunek założony przez dziewczynę. Był przesiąknięty krwią.

- Pani, czy mam go zanieść do wioski? - zapytał spoglądając na Sofię.

- Tak, tak, bardzo proszę - odparła. - Tylko szybko, żeby go tam opatrzyli!

Troll podniósł dwudziestolatka bez najmniejszych trudności. Drugi stworek wziął Sofię na barana. Pobiegli do wioski tak prędko, jak to tylko było możliwe. Drogę, której pokonanie zajęło chłopcom dzień marszu, przemierzyli w niecałe cztery godziny. Dobiegli do domu, gdzie odbywają się zebrania kobiet wiejskich. Na szczęście właśnie jedno z takich spotkań trwało. Matki, żony i siostry modliły się za walczących. Drzwi chaty otworzyły się gwałtownie. Do środka pierwszy wpadł Troll niosący Adama. Za nim na własnych nogach wbiegła Sofia, a za nią wszedł drugi stwór.

- Boże, mój syn! - krzyknęła matka Adama, podbiegając do rannego chłopca. - Co się stało?!

Adam nie był w stanie odpowiedzieć. Był strasznie słaby, stracił dużo krwi.

- Smok go ranił, proszę pani - powiedziała zdenerwowana Sofia. - Tutaj, proszę zobaczyć - dziewczyna odwinęła opatrunek, rana już nie krwawiła.

- Smok!? Grzejcie wrzątek i przygotujcie czyste materiały!

Przerażona kobieta zachowała trzeźwość umysłu. Delikatnie głaskała Adama po głowie i powtarzała kojącym głosem: "Już dobrze synku, już dobrze". Przygotowano miskę z wrzątkiem i materiały. Mama Adama zanurzyła jedną szmatkę w wodzie, uniosła do góry, aby trochę ostygła. Przyłożyła do rany, żeby ją zdezynfekować. Smoki bowiem przenosiły groźne choroby. Adam syknął z bólu, szmatka była bardzo gorąca. Po oczyszczeniu rany założono mu świeży opatrunek. Trolle zaniosły go do jego chaty. Matka nie odstępowała chłopca ani na chwilę. Tej nocy nie zmrużyła oka. Pierwsze objawy zakażenia jakąś chorobą wystąpiłyby po krótkim czasie od skaleczenia. Bogu dzięki, nic niepokojącego nie pojawiło się.

Następnego dnia, koło południa, do wioski powrócili pozostali chłopcy z oddziału Adama. Jerzy od razu wpadł do chaty.

- Matko, co z Adamem? Usłyszałem od Tymodozjusza, że mój brat jest ciężko ranny - zapytał głośno, dysząc po długim biegu.

- Teraz śpi. Smok ranił go w klatkę piersiową - powiedziała mama. - Rana była głęboka, to cud, że przeżył.

Po tych słowach do izby wfrunął maleńki ptaszek. Usiadł na glinianym naczyniu i zaczął ćwierkać. Ćwierkał tak pięknie, tak cudownie, że Jerzemu zrobiło się ciepło na sercu. To samo poczuła jego mama. Do chaty ktoś zapukał i nie czekając na otwarcie drzwi otworzył je samodzielnie i wpadł do środka. Ptaszek nie przejął się tym wtargnięciem i kontynuował swą radosną pieśń.

- Przepraszam, że tak wpadłam, ale nie mogłam już czekać. Dopiero co wyrwałam się mojej mamie i bardzo chciałam się dowiedzieć, co z Adamem - rzekła Sofia.

- Wszystko dobrze, teraz śpi - powiedziała ciepło mama chłopców. - Cud, że żyje.

Po tych słowach przez okno wleciał kolejny ptak, a za nim kolejny, i kolejny. Teraz cały ptasi chór wykonywał radosną ptasią pieśń. Zwierzątka poderwały się pod sufit, zatoczyły kilka kółek nad chłopcem pogrążonym we śnie. Jeden z maleńkich ptaszków, bielszy od śniegu, przysiadł na kołdrze Adama. Po chwili wyfrunął za okno. Za nim wyleciała reszta ptaków. Dwudziestolatek przebudził się, usiadł na łóżku i wstał o własnych siłach. Podskoczył do góry i z uśmiechem na ustach powiedział:

- Matuchno kochana, czemu masz taką zdziwiona minę? A wy? Sofia i Jerzy chyba ducha zobaczyli! - zaśmiał się serdecznie.

- Ale ty ranny byłeś! - Sofia nie wierzyła własnym oczom.

- Pokaż tą ranę - matka przywołała go do siebie i delikatnie zdjęła opatrunek. - To cud, to cud!- krzyknęła.

W miejscu, gdzie jeszcze wczorajszego wieczoru było głębokie skaleczenie, pozostała jedynie blizna.

- Dzieciaki, biegnijcie do księdza i powiedzcie mu o tym, co się stało! No, dalej!

Sofia, Jerzy i Adam jak najprędzej pobiegli do kapliczki. Po drodze spotkali Szewosza, Nowira i Tymodozjusza. W biegu opowiedzieli im o cudzie. Dobiegli do kapliczki. Na ławeczce przed nią siedział starszy duchowny. Na soczyście zielonej murawie przechadzał się koło niego ten sam biały ptaszek, który odwiedził Adama.

- Szczęść Boże!- krzyknęli młodzi.

- Szczęść Boże synkowie i córeczko! Co was do mnie sprowadza? - zapytał ksiądz. - Już wróciliście z bitwy?

- Tak, proszę księdza. A czy ma ksiądz chwilę, taką trochę dłuższą? - spytał Adam.

- Dla owieczek zawsze, mówcie.

Opowiedzieli księdzu wszystko od początku. Teraz czekali, co im powie.

- Dzieci, wy macie układy w niebie - roześmiał się - Adamie, pokaż tą bliznę.

- Zobaczy ksiądz, tu jeszcze wczoraj była rana, a dzisiaj jej nie ma. Sofijka może potwierdzić - rzekł Adam, odsłaniając ciało.

- Tak, proszę księdza, potwierdzam - pośpiesznie powiedziała czternastolatka.

- To cud, Bóg cię uzdrowił - rzekł duchowny - ale prócz tego tak widzialnego cudu Bóg dał ci jeszcze kilka, jednak za pośrednictwem człowieka. Zobacz, działał przez Sofię. To ona była posłuszna Jego woli, wyręczyła twego chorego brata, postrzeliła pierwszego Smoka i zasłoniła cię własnym ciałem, gdy druga gadzina szykowała się, by zadać ci ostateczny cios. Mam nadzieję, że to nauczy was, dzieci, dostrzegać cud w każdym dobru otrzymanym od drugiego człowieka. Czasem jednak, by człowiek mógł to dostrzec, musi zobaczyć bardziej dostrzegalny cud, do którego uczynienia Bóg nie potrzebował człowieka. Synkowie moi i Sofijko, dostrzegajcie teraz te cuda wokół siebie. Wtedy nikt nie zrozumie waszej radości, kto nie widzi tego, co wy widzicie. Bóg dał wam dar poznania, a waszym zadaniem jest odsłonięcie ludziom oczu na te cuda codzienne - zakończył starszy ksiądz.

- Tak, ma ksiądz rację. Bez człowieka nie żyłbym przecież - rzekł Adam spoglądając z wdzięcznością na Sofię. - Dziękuję Sofijko za to, że posłuchałaś sumienia.

- Adamie, to mój obowiązek - powiedziała dziewczyna - chcę być przecież rycerzem!

- I jesteś nim - dodał ksiądz z uśmiechem uznania na twarzy.

Zosia i przyjaciele (część V)

- Żabko wstawaj! - mama obudziła dziewczynę gwałtownie. - Już 7:50!

- Co!!!!!!

Żabka wyskoczyła z łóżka, pospiesznie ubrała się, umyła i dwoma susami przemierzyła dzielące ją z kuchnią schody.

- Mamo, szybko daj mi tą zupę mleczną! - krzyknęła na cały dom.

- Grzeczniej proszę, grzeczniej - spokojny głos mamy dobiegł z sąsiedniego pokoju.

- Przepraszam, po prostu nerwy mnie poniosły! - uspokoiła się dziewczyna.

Pięć minut później biegła już do szkoły szybciej od młodego charta. Wpadła do klasy z czerwonymi policzkami. Była mokra jak szczur.

- Prze... przepraszam za spóźnienia, ale...

Pani nauczycielka przerwała jej z uśmiechem.

- AleZ wiosna przyszła! - powiedziała wesoło. - Żabko, wszyscy twoi przyjaciele dzisiaj się spóźnili, ale dzisiaj nikt nie dostanie kary. Dzisiaj jest pierwszy dzień wiosny!

Żabka, ucieszona z faktu, że pani nie ukarała jej za spóźnienie, usiadła w ławce koło Zośki.

- Cześć - szepnęła kumpelka.

- Cześć - odpowiedziała Żaba.

Zosia przesunęła coś ukradkiem po ławce w stronę przyjaciółki.

- Czytaj.

Była to ulotka. Napisane na niej było: "Teatrzyk Różowy Pies zaprasza na wiosenne przedstawienie pt. 'Skrzaty Pani Wiosny'. To przedstawienie specjalnie dla CIEBIE."

- Chcesz na to iść? - zapytała szeptem Żaba.

- Nie.

- No to po co mi to dałaś? Nie pójdę sama.

- Wiadoma sprawa. Tą ulotkę dał mi Nikodem.

- Nikodem?

- Tak.

- Ale czemu?

- Chce cię zaprosić do teatru, ale wiesz, nie miał odwagi sam o to zapytać.

Zabrzmiał dzwonek. Wszyscy wybiegli z klasy. Tylko Żabka i Nikodem nieco się ociągali.

- Żabko, czy Zosia przekazała ci już ulotkę? - zapytał patrząc w podłogę, jakby była czymś bardzo interesującym.

- Tak, przekazała.

- Wiesz, no bo... yyy... czy zgodzisz się ze mną wybrać do teatru? Wiem, że lubisz teatr - powiedział nieśmiało.

Żabka zgodziła się.

Następnego dnia oboje nie mogli doczekać się popołudnia. W końcu nadeszła tak bardzo wyczekiwana chwila. Do drzwi Żabki ktoś zapukał. Był to Nikodem. Otworzyła mu mama dziewczyny.

- Dzień dobry pani, czy zastałem Żabkę? - zapytał grzecznie.

- Dzień dobry. Żabka zaraz się zjawi - odrzekła mama.

Po chwili Żabka zjawiła się w przedpokoju. Wyszli razem z domu. Szli obok siebie w milczeniu. Dotarli tak do teatru. Usiedli na miejscach. Światło zgasło. Na scenie pojawili się aktorzy, odegrali sztukę. Choć była przeznaczona dla młodszych dzieci - i Żabce i Nikodemowi bardzo się podobała. Chłopiec odprowadził dziewczynę pod same drzwi jej domu.

- Dziękuję, że mnie zaprosiłeś - teraz dla Żabki podłoga stała się zaskakującym zjawiskiem, godnym niesłychanej uwagi.

- To ja dziękuję, że się zgodziłaś - powiedział Nikodem.

- Może wejdziesz na herbatę? - zaproponowała Żaba.

- Wybacz, ale niestety nie mogę. Przyjechała do mnie prababcia. Sama wiesz, to starsza pani. Chcę jej poświęcić jak najwięcej czasu - rzekł Nikodem.

- Rozumiem, to do jutra.

- Do jutra.

Żabka i Nikodem pożegnali się jak koledzy z klasy, jednak w ich młodych sercach wiosna posiała zupełnie inne uczycie...

Ciąg dalszy nastąpi...

Julia Opala, IIG

KĄCIK CZYTELNIKA
Laini Taylor: Córka Dymu i Kości

Seria "Córka dymu i kości" jest mroczna, zmysłowa, niepokojąca, niejednoznaczna. Wyobraźnia olśniewa, język jest piękny, każde słowo coś znaczy. A miłość... przerywa granice, przekracza czas i przestrzeń.

Tom I - Córka dymu i kości

Na wszystkich kontynentach na drzwiach domów pojawiają się czarne odciski dłoni. Wypalają je skrzydlaci nieznajomi, którzy wkradają się do naszego świata przez szczelinę w niebie...

Przemierzająca kręte uliczki zasypanej śniegiem Pragi siedemnastolatka ze szkoły sztuk plastycznych zostanie wkrótce uwikłana w brutalną wojnę istot nie z tego świata. I odkryje prawdę o sobie – zrodzonej z dymu i kości...

Jej szkicowniki są pełne potworów. Mówi w wielu językach, nie tylko ludzkich. Ma jaskrawoniebieskie niefarbowane włosy, niezwykłe tatuaże i blizny. Kim jest?

Karou prowadzi podwójne życie: jedno w Pradze jako utalentowana i tajemnicza artystka, drugie w sekretnym sklepie, gdzie rządzi Brimstone – Dealer Marzeń. Karou nie wie,skąd przybywa i czy jest tylko człowiekiem. Nie wie, po co wyrusza przez magiczny portal na ryzykowne wyprawy. I nie wie, do którego świata należy. Dopóki nie spotka najpiękniejszej istoty: mężczyzny o skrzydłach z płomienia, ustach bez uśmiechu i oczach koloru ognia, których spojrzenie jest jak płonący lont wypalający powietrze pomiędzy nimi.

Akiva staje się jej tak bliski, jakby kochała go całe życie...

Tom II - Dni krwi i światła gwiazd

Dawno, dawno temu anioł i diablica zakochali się w sobie. Nie skończyło się to dobrze. Bo ośmielili się marzyć o świecie bez wojny i rozlewu krwi. Ale to nie był ich świat...

Na całym świecie muzea historii naturalnej donoszą o tajemniczych włamaniach. Uskrzydlone armie przekraczają portal dzielący ich świat od naszego. Odwieczna wojna wybucha ze straszliwą siłą. A ci, którzy tak bardzo się kochają, stoją po przeciwnych stronach...

Siedemnastoletnia Karou, utalentowana artystka i uczennica tajemniczego Dealera Marzeń, znalazła wreszcie odpowiedź, której tak długo szukała. Już wie, kim jest – i czym jest. Lecz ta wiedza niesie następną prawdę, której z całego serca chciałaby zaprzeczyć: że kocha wroga i że jej ukochany ją zdradził. A świat zapłaci za to krwawą cenę... Teraz Karou musi wybrać ostatecznie, kim chce być. I zdecydować, jak daleko się posunie, by pomścić swoją rasę. Tymczasem Akiva bez wytchnienia szuka Karou, bez której nie potrafi już żyć. I prowadzi własną walkę: o odkupienie i o nadzieję. Lecz czy jakakolwiek nadzieja ocaleje z popiołów ich zniszczonych marzeń?

Niestety - tomy II.2 (Night of Cake & Puppets) i III (Dreams of Gods & Monsters) nie zostały na razie wydane w Polsce, ale za to można spodziewać się ekranizacji pierwszej części sagi.

Riordan Rick: Percy Jackson i bogowie olimpijscy

Seria pięciu powieści dla młodzieży, których bohaterem jest nastoletni Perseusz "Percy" Jackson - postać fikcyjna. Jest Herosem (półbogiem), jego ojcem jest Posejdon, a matką śmiertelniczka Sally Jackson.

Każda książka przedstawia przygody Percy'ego Jacksona z jego punktu widzenia i jest luźno oparta na innym greckim, mitologicznym bohaterze. Pierwsza opiera się na bohaterstwie Perseusza, druga na historii Odyseusza, trzecia - Heraklesa, czwarta - Tezeusza, a ostatnia - Achillesa.

Percy jest też jednym z siedmiu głównych bohaterów serii "Olimpijscy Herosi", napisanej przez tego samego autora.

Opracowała: Agata Wiśniewska

KĄCIK MUZYCZNY

Opracowała: Julita Szymańska

KĄCIK MODY I URODY
Uwaga! Temat tylko dla dziewczyn!

Na pewno każda z was ma czasami dylemat - na jaki kolor pomalować paznokcie?

Ułatwię Wam tą decyzję, przynajmniej na wiosnę.

Musicie wiedzieć, że w ostatnim czasie projektanci postanowili zaskoczyć nas - kobiety. Tym razem proponują paznokcie pomalowane tylko odżywką. Będzie to najsilniejszy trend na zadbane i naturalne paznokcie. Jeśli nie uważasz tego za fenomen - okey! Na szczęście przewidzieli również i to. Otóż oprócz odżywki królować będą bardzo wyszukane i modne połączenia. Jak na pewno wiecie, do łask powraca biel, którą możemy łączyć z każdym innym kolorem. Możecie sobie pomyśleć - na co komu łączyć kolory na paznokciach? Otóż wiosną bawimy się połączeniami wzorów i barw.

Zaproponuję Wam parę połączeń, choć tak naprawdę zabawa w łączenie kolorów należy do Was! No więc na przykład:

  • biel + srebny (lub złoty),
  • biel + niebieski,
  • biel + różowy,
  • srebro + czerń,
  • róż + czerń,
  • czerń + zieleń.

Nie zapominajcie również, że na wybiegu pojawiły się takie barwy jak: ostra czerwień, delikatna szarość, zieleń, fiolet, burgund, liliowy oraz beże, które - uwaga! - trzeba dobierac pod kolor skóry.

Mała rada ode mnie: żeby dobrze się czuć, nie musisz śledzić nowinek modowych, wystraczy, że masz kolor, który powoduje, że czujesz się wyjątkowa :)

Uwaga: przed pomalowaniem paznokci nie zapomnij o nie zadbać!

Mam nadzieję, że tymi poradami choć trochę podbuduję Wasze poczucie wartości. Jeśli moc kolorów sprawia, że czujesz się najpiękniejszą, to nie bój się, tylko maluj każdy paznokieć na inny kolor. Jeśli wiesz, że dobrze czujesz się w jednym kolorze, użyj go, ale nie zapominaj, że do odważnych świat należy! Próbuj co jakiś czas zwiększać intensywność koloru.

Bądźcie ZAWSZE sobą, bo tylko wtedy można czuć się szczęśliwym!

Opracowała: Natalia Kowalska

SPORT
Czy dasz się namówić na przejażdżkę?

Wiosną wszystko budzi się do życia, czas więc również na nas. Jeszcze chwila, a wyjedziemy na ścieżki rowerowe i drogi.

Nieważne, jakim jedziemy rowerem, ważne, żeby koła się kręciły.

Odkurzmy rowery, pakujmy plecaki i ruszajmy w drogę, aby delektować się muśnięciem wiatru i odradzającą się przyrodą.

WyBIEG na zdrowie

Ja biegam, ty biegasz, on biega... Kto jeszcze biega?

Chyba każdy z nas kiedyś biegał, a co jest w tym najlepszego? A to, że ten sport świetnie kształtuje sylwetkę i postawę ciała.

Tylko pamiętaj Biegaczu - zawsze rozpoczynaj od rozgrzewki.

Opracowała: Katarzyna Wiśniewska

CIEKAWOSTKI
  • Gdy żyrafa przychodzi na świat, od razu staje na nogi, ale oczywiście z pomocą mamy, a gdy już oseskowi uda się zrobić pierwsze kroki, mama czule nagradza go pieszczotami. Przypomina mu też, że jest blisko.
  • Nowo narodzona panda ma trudny start - przychodzi na świat łysa i waży zaledwie 100 gram, ale mama nie pozwoli jej nikomu skrzywdzić i gdy trzeba, w zębach przenosi malucha w bezpieczniejsze miejsce.
  • Dziecko słonia jest kilkadziesiąt razy mniejsze od matki. Kręci się wokół jej wielkich nóg, ale właśnie tu jest bezpieczne.
  • Gama dźwięków wydawanych przez delfiny wskazuje, że mogą sobie przekazywać bardzo skomplikowane komunikaty.
  • Niektóre z 40 gatunków mangust, zamieszkujących Afrykę, Azję i Europę Południową, są wyspecjalizowane w zabijaniu jadowitych węży.
  • Król zwierząt może powalić nawet słonia. Niestety, zwykle rzuca się na młode osobniki.
  • Jeden z gatunków niedźwiedzi brunatnych, który zamieszkuje Alaskę, słynie z łapania łososi płynących w górę rzeki. W tej konkurencji miś nie ma sobie równych.
  • Stado surykatek nigdy nie pozostaje bez ochrony. Zawsze czuwa jedno, albo grupa zwierząt, które w razie zbliżającego się intruza powiadamiają resztę.
  • Mrówkojad rozgrzebuje mrowiska i wtyka w nie nos, a potem długi język, którym wygrzebuje przerażone mrówki. Nigdy jednak nie niszczy gniazda całkowicie, pozwalając owadom je odbudować.

Opracowała: Hanna Rzepka

RELAKS - ROZRYWKA

Na lekcji biologii pani pyta Maćka:

- Co to jest?

- Szkielet.

- Czego?

- Zwierzęcia.

- Ale jakiego?

- Nieżywego!

Nauczycielka zwraca się do swoich uczniów:

- Pamiętajcie dzieci, zawsze należy słuchać rodziców!

- Ale ja nie mogę - upiera się Mateusz. - Moja mama śpiewa w zespole dico polo.

LIST Z WAKACJI

Jest pięknie. Pogoda wspaniała. Świetnie odpoczywam. Bądźcie spokojni i nie martwcie się o mnie.

P.S. Co to jest epidemia?

- Wiesz, mamo, Radek wczoraj przyszedł brudny do szkoły i pani go za karę wysłała do domu!

- I co, pomogło?

- Tak, dzisiaj cała klasa przyszła brudna.

Pani od biologi pyta Anię:

- Wymień mi pięć zwierząt mieszkających w Afryce.

Na to Ania:

- Dwie małpy i trzy słonie.

Po zakończeniu roku szkolnego zapłakany Marcin wraca do domu.

- Mamo! Co za pech! Spóźniłem się i dla mnie zostało to najgorsze świadectwo.

Nauczycielka napisała na tablicy wzór chemiczny.

- Agnieszko, co to jest?

- To jest, no, ten... Ojej, mam to na końcu języka...

- Dziecko, wypluj to natychmiast, bo to kwas siarkowy!

Opracowała: Hanna Rzepka