W dniach 14-16 września 2012r. odbyła się wycieczka do Warszawy, tym razem także do Kazimierza i Sandomierza.
Zaczniemy od naszej wychowawczej inspiracji, czyli podróży do Patrona Szkoły - druha Stanisława Broniewskiego "Orszy", którego kwaterę na warszawskich Powązkach odwiedzamy corocznie właśnie we wrześniu. I tym razem trud porannego wyjazdu (już o 5-tej rano) poświęciliśmy dla naszego Patrona, by oddać Mu pamięć, zadumę i modlitwę, tradycyjnie na "Działce" (kwatera Szarych Szeregów), a także spotkać się z Panem Witoldem Broniewskim - Synem "Orszy". Po złożeniu wiązanki kwiatów i wysłuchaniu ciepłych słów Pana Witolda uczniowie mogli przez parę chwil zapatrzeć się na przeszłość przez groby powązkowskich bohaterów. Niezwykłe miejsce, wielka cisza przemawiająca przez tych, co odeszli.
Słoneczna Warszawa i serdeczność Pana Witolda pożegnały nas, no i w drogę do Kazimierza nad Wisłą. Czas wzorowo wypełniony, mamy nawet pół godziny wyprzedzenia - to się przyda...
Kazimierz - cudowne zaczarowane miejsce. Widok z Góry Trzech Krzyży, spacer po uroczym rynku, smaczne pszenne koguciki, wizyta w starym klasztorze, w bliskiej oddali wijąca się Wisła, wszechobecne piękne i ciepłe słońce, kolorowe galerie pojawiającej się, jeszcze nieśmiałej jesieni. Jeszcze jedna, taka na zapas, porcja lodów zjedzonych w trakcie spaceru. "Czyżby to były jeszcze wakacje?" - słyszałem gdzieś i takie miłe zdanie. Cóż więcej można wyczarować dla uczniów, jak nie mały wakacyjny bonus we wrześniu w Kazimierzu?
Proszę wycieczki, jedziemy dalej! Przecież na kolację musimy dojechać do Sandomierza...
Trasa urozmaicona - przecież to Wyżyna Lubelska... Autobus pokonuje sprawnie kolejne kilometry i nie wiemy na dobrą sprawę, kiedy dojeżdżamy do Sandomierza na wspomnianą kolację.
Dobranooooooccccc... Zasypianie stało się procesem dość złożonym, ale szczęśliwym :)
"Dzień dobry, witam Was w Sandomierzu - mieście królewskim" - tak przy Bramie Opatowskiej przywitała nas Pani Agnieszka, przewodnik.
Spacer po historycznym Sandomierzu zaczęliśmy od pięknego widoku właśnie z Bramy Opatowskiej, na którą się wdrapaliśmy - widok cudowny. "Patrz, tam na dole pomyka na rowerze Ojciec Mateusz" - to żart, ale faktycznie ta postać filmowa gdzieś przemyka w czasie wizyty w tym mieście, chociażby na fotosach zamieszczonych na piętrach bramy Opatowskiej. Następnie trasa zawiodła nas do podziemi, którą zakończyło spotkanie w zbrojowni z Panem Łukaszem. Cóż to było za spotkanie z historią... Nasi uczniowie zamienili się w rycerzy, wojowników mongolskich, nawet jeden w gołębia, a Agatka w piękną Halinę, która poświeciła swoje życie, by ratować miasto przed tatarską niewolą. Historia pasjonująca z dużą dawką żartu...
Byłbym zapomniał - w czasie każdego spaceru towarzyszyła nam piękna melodia, przytoczę tylko refren: "Kiedy będzie czas wolny?". Parę chwil na Rynku Sandomierskim... Mało czasu, siedem minut na wypicie kawy, ale i tak wybornie!
Jeszcze bardzo ciekawe miejsce, czyli Muzeum Diecezjalne, spacer z widokiem na Zamek Sandomierski i powrót na Stare Miasto przez Wąwóz Jadwigi. Do tej pory podziwialiśmy geniusz i talent naszych przodków zamknięty w budowlach, teraz zauroczyła nas przyroda. Musicie zobaczyć zdjęcia i koniecznie kiedyś tam pojechać - nie zwlekajcie!
Wracając do muzeum... Najbardziej młodzież zapamiętała niezwykły eksponat - rękawiczki św. Jadwigi, żony Władysława Jagiełły. Niezwykle delikatne i niewielkie rozmiarem, potwierdzały wizerunek naszej wielkiej świętej.
Po obiedzie jeszcze jedna atrakcja, czyli spacer wieczorny po Sandomierzu dla zwolenników turystki lądowej, a dla wilków morskich dwie godziny w sandomierskim basenie. No i spanie, które - jak wspominałem - było dość złożonym procesem...
W niedzielę rano śniadanie i msza w kościele katedralnym. Warto zauważyć niezwykły krucyfiks, twarz Chrystusa cierpiącego, twarz Chrystusa spokojnego, pięknego, twarz, która gdzieś delikatnie uśmiechała się do nas. Może szepcząca: "Zrobiłem to dla was"...
Wracamy... Jeszcze Puławy - zespół pałacowo-ogrodowy i legendarna pizza - ogromiasta, smaczna, prosta z pieca, przez którą mieliśmy mały poślizg czasowy.
I już w domu...
Dziękuję wszystkim uczestnikom tej wyprawy: wspaniałym i wytrwałym uczniom, ich opiekunom, gościom - Rodzicom i Panu Markowi - kierowcy.
Dziękuję również Panu Michałowi Wiklińskiemu - za dofinansowanie wyjazdu.
Do zobaczeniu na trasie - Wasz stary tramp Krzysztof S.